Maybe
if I don't care...
Rozdział
1
Moje
marzenie zaraz się spełni. Dwaj eunuchowie szykują dla mnie konia,
a trzeci pomaga mi przy pakowaniu. Zapasy jedzenia, ubrania na
zmianę, pieniądze, specyfiki do zachowania higieny i jestem gotowy.
-
Paniczu, weź ze sobą najlepszego wojownika... Co będzie jak
trafisz na zbójców? - Prosi po raz kolejny mój zaufany eunuch.
Zwie
się Jang Mikyeong. Jest dla mnie jak przyjaciel. Wszystkie musuri
(służki) za nim szaleją. Przewyższa mnie o głowę, ma pociągłą
twarz, duże oczy i przyjazny uśmiech. Mimo dużego nosa jest bardzo
przystojny. Gdyby nie był eunuchem, zapewne ożeniłby się szybciej
ode mnie (eunuchów pozbawia się genitaliów). Wzdycham głęboko i
decyduję się posłuchać rady Mikyeonga.
-
No dobrze. Może masz rację. Masz na myśli Shim Hyejunga? Ostatnio
zwyciężył w rozgrywkach.
-
Tak, dokładnie jego. - na twarzy przyjaciela maluje się ulga.
-
W takim razie każ przygotować jeszcze jednego konia i zawołaj do
mnie Hyejunga.
Mężczyzna
szybkim krokiem opuszcza mą komnatę. Przyglądam się swemu
strojowi. Został uszyty specjalnie po to, by nie krępować ruchów.
W końcu nie co dzień wybiera się na koniec świata. Staję przed
lustrem i pozuję. Nie dość, że praktyczne to piękne. Wtem słyszę
głos służby.
-
Paniczu, wojownik Shim Hyejung.
-
Wpuścić.
Drzwi
się otwierają i do środka wkracza postawny mężczyzna o dumnym
spojrzeniu. Ostre rysy twarzy doskonale pasują do jego sylwetki i
pełnionej funkcji. Klęka na jedno kolano i chyli przede mną głowę.
-
Do usług Paniczu. - mówi lekko unosząc głowę.
-
Chciałbym abyś pojechał ze mną w podróż na koniec świata. -
Oznajmiam, a na twarzy Hyejunga widoczny jest niepokój.
-
Na koniec świata? Przecież to niebezpieczna podróż…
-
Właśnie dlatego proszę ciebie. Jesteś doskonale wyszkolony w
jeździe konnej, walce na koniu i na ziemi. Byłbyś mym idealnym
towarzyszem. Wstań i spójrz mi w oczy.
Wojownik
spełnia mą prośbę.
-
To jest prośba, a nie rozkaz. Jeśli się boisz, mogę poprosić
kogoś innego.
-
Staram się, by to zabrzmiało frywolnie.
Mężczyzna
jest oburzony.
-
Wcale się nie boję. Po prostu martwię się o ciebie książę.
Pojadę jeśli Panicz prosi.
-
Zatem jutro o świcie wyruszamy. Eunuch Jang ci pomoże się
spakować. Wyśpij się tej nocy. Zmęczenie niewskazane.
W
tym momencie wchodzi Mikyeong. Wojownik wychodzi razem z nim, a ja
zostaję w swej komnacie sam. Gdybym wyruszał sam, nie musiałbym
tyle czekać. Mam nadzieję, że nic ani nikt mi już nie przeszkodzi
w spełnianiu marzenia. Kładę się na łożu i pogrążam się w
refleksji. Zamykam oczy i wyobrażam sobie podróż. Ja, Hyejung i
natura. Stukot kopyt, moje długie włosy powiewające na wietrze,
piękne krajobrazy i świat. Świat poza pałacem królewskim, poza
Joseon, po prostu inny świat. Jak się tam ludzie porozumiewają? W
czym mieszkają? W co się ubierają? Dbają o higienę? Jak
wyglądają? A może tam nie ma ludzi? Rozmyślając nad ostatnim
pytaniem zapadam w sen. Sen o przerażających ludziach, co mają
ubrania z liści i żywią się innymi ludźmi. O ludziach którzy
zaraz rozpala pode mną ognisko i upieką mnie na żywca. W chwili
gdy jeden z kanibali rozpala ogień, wybudzam się z tego koszmaru z
krzykiem. Spokojnie Yoongi, to tylko zły sen powiedziałaby moja
matka. Ale moja matka zmarła lata temu. Ojciec i większość
rodzeństwa tak samo. Wszyscy, których kocham odchodzą... Ostał
się tylko mój despotyczny starszy brat. Ten nie protestował
przeciw mej podróży. Bo mogę już nie wrócić. A jemu to na rękę.
Po mojej śmierci całe królestwo jest jego. A tak - po osiągnięciu
pełnoletności zgodnie z wolą Ojca mam przejąć około 1/4
królestwa. Mam tego dość.
Wybiegam
z komnaty i podążam w kierunku stajni. Tuż przed nią ktoś łapie
mnie za rękę. Spoglądam w lewo i mym oczom ukazuje się
zaniepokojona twarz mego brata. Jego zwykle ułożone hebanowe włosy
teraz opadają w nieładzie na ramiona. Podkrążone i zaczerwienione
oczy wpatrują się we mnie ze smutkiem. Nie poznaję własnego
hyunga.
-
Naprawdę chcesz wyjechać? - pyta drżącym głosem.
Przytakuję.
-
Tak. To moje marzenie. Możesz zarządzać całym królestwem, ja
wolę podróżować. - wyrywam rękę z uścisku.
-
Ty naprawdę myślisz, że mi chodzi tylko o królestwo?! Zginęła
prawie cała nasza rodzina, mamy tylko siebie… Kocham cię Yoongi…
Wolałbym, żebyś został tutaj, nie chcę już nikogo stracić… -
z jego oczu płyną łzy.
W
mej głowie panuje mętlik, ale przytulam się do hyunga. Ten
głaszcze mnie po głowie i cicho szlocha. Nigdy dotąd nie
zachowywał się w ten sposób…
-
Pozwól mi wyjechać hyung. Pojadę tam i wrócę. Na pewno wrócę
cały i zdrowy. Obiecuję. - pewność w mym głosie jest wręcz
namacalna.
Teraz
mam do kogo wrócić. Radość mnie rozpiera, a łzy szczęścia
spływają po mych policzkach. Jeśli
to jest sen, to nie chcę się z niego wybudzać. Chungi odsuwa się
ode mnie i zatroskany odchodzi bez słowa. Wracam do swej komnaty
wyczekując świtu. Nawet nie wiem kiedy morzy mnie sen.
*
-
Paniczu, pora wstać. Śniadanie gotowe. Za niedługo wyruszacie. -
słowa Mikyeonga działają na mnie jak kubeł zimnej wody.
Podnoszę
się gwałtownie i zaczynam jeść szybciej niż zwykle. Kąpiel i
ubranie odpowiedniego stroju również zajmują mi niewiele czasu.
Kiedy wychodzę na zewnątrz czeka na mnie Hyejung na koniu oraz
Chungi pilnujący mego wierzchowca. Mikyeong ze łzami w oczach
przytula się do mnie i każe mi na siebie uważać.
-
Daj spokój przyjacielu, nie jestem małym dzieckiem – odpowiadam z
uśmiechem.
Podchodzę
do Chungi-ego.
Ten
obejmuje mnie bez słowa.
-
Do widzenia hyung.
-
Do widzenia Yoongi. - szepcze i mierzwi mi włosy. - pamiętaj, co mi
obiecałeś.
-
Pamiętam hyung. - odsuwam się i spoglądam jeszcze raz na pałac.
Wszystkie
musuri machają chustkami na pożegnanie roniąc łzy. Wołają bym
na siebie uważał i że będą na mnie czekać. Uśmiecham się do
nich i również macham. Dosiadam swego wierzchowca.
-
Ruszajmy. - zwracam się do Hyejunga.
-
Tak jest paniczu. - odpowiada wojownik.
W
ten oto sposób rozpoczyna się moja przygoda. Witaj świecie.
C.D.N.